CHINY – DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ - TERAKOTOWA ARMIA I RZEKA JANGCY
Jest 1974 rok. Grupa rolników drąży studnię w pobliżu miasta Xi’an. Nagle oczom ich ukazuje się naturalnej wielkości postać wojownika z dawnych czasów wykonana z wypalonej gliny. To sensacyjne odkrycie wstrząsnęło archeologią chińską i światową. W niedługim czasie wykopaliska prowadzone w miejscu znaleziska wykazały, że pod powierzchnią znajdujących się tam pól uprawnych ukryta jest cała terakotowa armia. Do dziś doliczono się postaci ponad 8 tysięcy żołnierzy i ponad stu rydwanów z kilkuset końmi. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku stworzono tam Muzeum Terakotowej Armii. Dziś muzeum odwiedzają miliony turystów z całego świata. Już wiadomo, że jest to mauzoleum, czyli miejsce pochówku Pierwszego Cesarza Chin – Qin Shi Huang Dina. Zbudowało je 700.000 robotników. Został w nim pochowany razem ze swoim skarbami, konkubinami oraz tymi co o skarbach wiedzieli.
Badania prowadzone do dnia dzisiejszego wykazały, że każdy z żołnierzy tej armii ma inną twarz, że każdy ma na sobie pełną zbroję, i że każdy z żołnierzy był wyposażony we włócznię lub kuszę. Jedynym celem tej osobliwej armii było strzec cesarza po jego śmierci. Prowadzone badania wykazały także, że przy produkcji tej armii zatrudnienie byli wybitni artyści rzeźbiarze i znakomici rzemieślnicy, i że ta „produkcja” nosiła znamiona taśmowej.
Dziś w wielu okolicznych manufakturach produkowane są kopie żołnierzy i to metodami z III wieku przed naszą erą, bo wtedy ten grobowiec powstał. Bez odpowiedzi pozostaje natomiast pytanie – czym kierował się Pierwszy Cesarz Chin budując taki monumentalny grobowiec. Jedno jest pewne, tak jak piramidy faraonów czy grobowce cesarzy z dynastii Ming, jego imię, stało się w ten sposób – nieśmiertelne.
Wypowiadając słowo Chiny bardzo często kojarzymy je ze słowem Jangcy, czyli największą rzeką Chin i jedną z największych rzek świata. Wspominałem w pierwszym artykule, że moja podróż do Chin miała na celu poznanie choć w niewielkim stopniu tego państwa, także poza Pekinem. Pekin był jakby przystankiem na długiej trasie podróży. Na trasie tej nie mogło więc zabraknąć przyrodniczego fenomenu jakim jest rzeka Jangcy, która jest trzecią (po Nilu i Amazonce) co do wielkości rzeką świata. Długa rzeka, bo tak tłumaczy się z języka chińskiego jej nazwę, wypływa z gór Wyżyny Tybetańskiej, aby po przepłynięciu 6300 km zakończyć swój bieg w Morzu Wschodniochińskiego. W dorzeczu Jangcy zamieszkuje aż 40% całej ludności Chin. Swoim ogromem zawsze budziła respekt i strach u rdzennych chińczyków. Legendarne na całym świecie były jej coroczne wylewy, które pozbawiały dobytku, jak również życia, miliony zamieszkujących nad nią ludzi. Nie tylko ja byłem ciekaw spotkania z Nią. Ciekawość pobudzał fakt, że zupełnie niedawno została „ujarzmiona” największą budowlą hydrotechniczną na świecie zwaną Tamą Trzech Przełomów. Jangcy swoim ogromem zawsze budziła respekt i strach u rdzennych chińczyków. W miejscowości Chongging czekał na nas statek o nazwie M.S. Yangtze Pearl, czyli „Perła Jangcy”. Jak się okazało „Perła” była nieco wiekowa, ale były na nim obszerne kajuty z panoramicznym oknem, przyjazna pasażerom załoga, bardzo przyzwoite wyżywienie oraz sporo dodatkowych atrakcji jak chociażby bardzo chwalony przez panie masaż chiński.
Dopiero rankiem, bo wejście na statek odbywało się już o zmroku, można było z pokładu widokowego „spojrzeć” na rzekę. Rzeczywiście imponowała ogromem. Ruch na niej jak na przysłowiowej Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Co chwila mijały/wyprzedzały nas szybsze tego samego typu jednostki pasażerskie a w jednym i drugim kierunku płynęła rzeką „rzeka” statków transportowych. Mijaliśmy co jakiś czas miasta położone na zboczach po obu brzegach rzeki. Co ciekawe miasta te zbudowane były przede wszystkim z ogromnych kilkudziesięciopiętrowych bloków mieszkalnych. Tu i ówdzie mignęła jakaś starochińska pagoda i raz przepłynęliśmy pod mostem spinającym oba brzegi. Nurt rzeki wydawał się leniwy, ale można to było wytłumaczyć tym, że woda w niej została przez w/w tamę spiętrzona do 175 m w stosunku do jej pierwotnego poziomu. Trudno było nazwać wodą to co płynęło jej korytem, to była raczej brudna breja, bowiem jak się okazało miasta wybudowano, ale o kanalizacji w miastach nie wszędzie pamiętano. Ciekawe przyrodniczo były trzy przełomy tej rzeki – po obu stronach zieleń, żadnych osiedli ludzkich, żadnych dróg a w górze nisko wiszące chmury. Interesującym „przerywnikiem” w trakcie podróży statkiem było zwiedzanie Fengdu czyli Miasta Duchów z górą Pingdu Shan zwaną siedliskiem duchów i diabłów. Chińczycy w takie duchy wierzą a ja po raz pierwszy w życiu obejrzałem ich wizerunki wyrzeźbione w drzewie i pomalowane w iście diabelskie kolory.
Najbardziej spektakularnym momentem blisko 600 km podróży „Perłą Jangcy” było śluzowanie statku na Tamie Trzech Przełomów. Trwało to całą noc i w tym czasie nasz pływający dom przez pięć ogromnych śluz znalazł się u jej podnóża 185 metrów niżej. Ciekawostką niech będzie fakt, że wtedy w trakcie budowy była już winda wodna, za pomocą której śluzowanie będzie trwało godzinę. Rankiem można było ocenić jej wielkość. Tego się nie da opisać. Kilka cyfr może przybliży Państwu ogrom tej budowli: długość blisko 2.400 m, szerokość u podstawy 115 m, szerokość na szczycie tamy 15 m, wysokość 185 m. Docelowa wielkość produkowanej energii elektrycznej – 18 tys. MW (Bełchatów ma ok. 8 tys. MW i zanieczyszcza powietrze). Plusem tej inwestycji jest to, że zminimalizowane powodzie, zwiększono przewóz towarów i ludzi, że produkować się będzie „czystą” energie elektryczną, ale jak się okazuje są i minusy. Przesiedlono blisko 16 ml ludzi. Z mapy Chin zniknęło prawie 150 miast i miasteczek oraz 3.000 wsi. Bezpowrotnie zostały zatopione skarby starożytnej kultury chińskiej. Woda unicestwiła siedliska ptaków, zwierząt i roślin. Gigantyczny był koszt jej budowy – ponad 40 mld dolarów. Naukowcy badający skutki jest powstania wyrażają obawę, że taka ilość wody spiętrzona przez tamę może spowodować jej runięcie a wtedy skutki takiej katastrofy byłyby niewyobrażalne. Nie jest to obawa bezpodstawna, bowiem zbudowano ja na niezbyt stabilnym gruncie a na dodatek w obszarze gdzie często występują trzęsienia ziemi. Opuszczałem „Perłę Jangcy” pod olbrzymim wrażeniem potęgi rzeki jakiej imię nosił statek. Byłem także pod olbrzymim wrażeniem potęgi ludzkiego umysłu, która Jangcy ujarzmiła.
cdn.
Fotorelacja