Zapewne zdziwiły Państwa te trzy wyrazy, pozna nazwą Armenia, umieszczone w tytule artykułu. Śpieszę wyjaśnić, iż mają one związek z ormiańska muzyką o jakiej chciałbym kilka słów napisać. Nie jestem ekspertem ani recenzentem muzycznym, ale ucho mam „wyczulone” na muzykę, zwłaszcza dobrą i ciekawą muzykę więc postaram się oddać słowami to co: „…słyszały uszy moje…”.To był bodajże ostatni wieczór w Erewaniu przed wylotem do Polski. Kiedy usiedliśmy do, jak zawsze, bogato zastawionego stołu, i kiedy już zaspokoiliśmy głód i pragnienie, winem też, pojawiło się przed nami czterech panów z instrumentami. Jak się później okazało instrumenty te choć podobne do naszych, bo był i bębenek, i coś co przypominało skrzypce, i coś co przypominało flet oraz jakaś miniaturka wiolonczeli, brzmią zupełnie inaczej niż taki sam skład grający w Polsce.
Zanim rozszyfruję w/w nazwy, a są to nazwy instrumentów, słów kilka na temat ormiańskiej muzyki. Podobnie jak kuchnia ormiańska także i muzyka tego narodu ma w sobie wiele z krajów, które ongiś władały bądź miały kulturowy i polityczny wpływ na Armenię. Na jej rozwój miała wpływ muzyka perska, grecka, bizantyjska. Kiedy ten kwartet zaczął grać od razu dało się wyczuć ducha krajów, które wspomniałem. Nie ukrywam, że podróżując po świecie odwiedzałem kraje, których dźwięki muzyki rozpoznawałem w melodiach granych tego wieczoru.
Bębenek nadawał rytm, ale najważniejszym instrumentem w tym zespole był niby to flet podłużny gdzie dźwięk moduluje się poprzez dmuchanie w niego za pomocą specjalnego stroika a palce muzyka wygrywają muzykę zakrywając otwory we flecie. Wracając do tego podłużnego fletu – to był duduk. Dźwięk z niego wydobywany ma specjalne brzmienie, które dało się słyszeć w znanym filmie „Gladiator”. Przewodnik nam opowiadał, że duduk jest wykonywany z drzewa morelowego sezonowanego minimum 20-25 lat. Instrument ten jest znany przede wszystkim w Armenii skąd pochodzą najlepsi muzycy. Mówi się, że nikt tak nie potrafi zagrać na tym instrumencie jak właśnie Ormianie, może dlatego, że właśnie w Armenii i tylko w niej są specjalistyczne szkoły muzyczne uczące gry na tym instrumencie. Mnie osobiście oczarowała trochę nostalgiczna, trochę płacząca melodia jaką wygrywał muzyk.
Towarzyszyli mu wspomniany już bębenek, którego ostry, wyrazisty dźwięk nadawał rytm oraz instrument, na którym muzyk grał smyczkiem zwany kemancze także wykonany z drzewa morelowego ze skórą z ryby naciągniętą na pudło rezonansowe. Dwa małe pudła rezonansowe miał drugi instrument strunowy zwany tar, na którym muzyk grał palcami. Panowie zagrali kilka utworów mniej lub bardziej szybkich, ale każdy z nich wykonał na swoim instrumencie tzw. „solówkę” co spotkało się, podobnie jak cały ich występ, z aplauzem zebranych.
Przypomniało mi się, że w tym samym lokalu tylko dwa lata wcześniej w rytm takiej samej muzyki, tyle, że mechanicznej, tańczyły urocze Ormianki. Tamten występ tez spotkał się z aplauzem zwłaszcza ze strony panów zachwyconych urodą występujących dziewcząt.
Teraz już naprawdę na samo zakończenie coś wyjątkowego. Wyjątkowe w Armenii jest wszystko – kuchnia, muzyka, ale tak naprawdę kiedy pada nazwa Ararat, wszyscy wiedzą, że chodzi nie tylko o górę o tej nazwie, gdzie po potopie osiadła Arka Noego, ale o brandy Ararat. To wyjątkowy alkohol. Specjalna technologia produkcji sprawia, że jest porównywalny do słynnych francuskich koniaków. Kiedyś jeden z głównych towarów eksportowych Armenii dziś jest nim także, ale właścicielem już nie jest państwo, lecz osoba prywatna a do tego, o zgrozo, mieszkająca we Francji. Na pocieszenie Ormian, jest to ponoć ktoś z bogatej diaspory ormiańskiej żyjącej we wszystkiej krajach świata.
Być w Armenii i nie kupić tego delikatesu rzecz nie do pomyślenia. Muszę Państwo zdradzić tajemnicę, że tak jak wino z granatów, które także należy przywieźć z podróży do Armenii, i które należy kupić podczas zwiedzania targów czy rozlicznych sklepów, tak w brandy Ararat najlepiej jest się zaopatrzyć w sklepie na lotnisku w Erewaniu. Wybór i ceny zdecydowanie najkorzystniejsze. Można dostać między innymi takie, które są sygnowane przez najbardziej znanego syna tej ziemi Charlesa Aznavoura tak naprawdę Szachnura Waghinaka Aznawuriana. Są 15, 20, 25 i 30 –letnie brandy Ararat od 60 do 500 USD za litr!!! Czy warto kupować? Sądząc po tłoku przy kasie, grupa z którą miałem przyjemność przebywać w Gruzji i Armenii zakupiła małą „cysternę” tego alkoholu.
Fotorelacja